Reklama

Okiem felietonisty

Lepiej być bogatym i zdrowym?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kiedyś, jeszcze za pierwszej komuny, Janusz Głowacki ogłosił w warszawskiej „Kulturze” ludowy konkurs czytelniczy. Jego uczestnikom przedstawiono różne opinie, mieli oni odpowiedzieć, które są jedynie słuszne, które tylko słuszne, które zaś są niesłuszne albo nawet – głęboko niesłuszne. Jedna z tych opinii głosiła, że „wróg śpi, bo ma mieszkanie”, i większość respondentów uznała ją za jedynie słuszną. Tymczasem okazało się, że jest ona głęboko niesłuszna, bo przecież wróg nie śpi nigdy, bez względu na to, czy ma mieszkanie, czy nie. Jak widzimy, zadanie wcale nie było łatwe i – o ile pamiętam – tylko w jednym przypadku opinie uczestników ludowego konkursu czytelniczego pokrywały się z opinią jurorów. A opinia ta głosiła, że lepiej jest być bogatym i zdrowym niż biednym i chorym. Wtedy co prawda nie było w Polsce tylu bogatych, co teraz, więc większość ludzi nie miała pojęcia, ile udręki dostarcza bogatemu jego bogactwo. Znakomitą tego ilustracją była powieść anonimowego autora, wydana w drugim obiegu podczas stanu wojennego. Był to rodzaj political fiction, opartej na założeniu, że żadnych rozbiorów Polski nie było i że państwo nasze przetrwało aż do XX wieku w takim kształcie ustrojowym jak za czasów saskich. Bohaterem powieści był subtelny arystokrata, miłośnik nauki i koneser sztuki, który jednak, gwoli utrzymania popularności wśród szlachty, musiał codziennie upijać się do nieprzytomności, zajadać z panami braćmi krupnik i flaki, obtańcowywać spocone damy, gardłować na sejmikach, rąbać się szablą z byle powodu i tak dalej. Doznawał z tej przyczyny niewymownych cierpień, które znosił z zaciśniętymi zębami, bo jego pozycja materialna – a był bajecznie bogaty – zmuszała go, wbrew własnej naturze, do odgrywania takiej roli. Podobnie cierpiały francuskie damy za Ludwika XV, które pod groźbą kompromitacji musiały rywalizować ze sobą ekwipażami i sukniami. Jak się okazuje, życie człowieka bogatego i zdrowego nie jest wcale usłane różami, jak to często wyobrażają sobie ludzie biedni i chorzy.

Reklama

Rzućmy jednak zasłonę na te ujemne plusy bogactwa i zastanówmy się raczej nad tym, skąd bogactwo się bierze. Wydaje się, że są dwa jego źródła, na co zwrócił uwagę nieżyjący już amerykański ekonomista Murray Rothbard. Zauważył on mianowicie, że jeśli ktoś chce zdobyć, nawet niekoniecznie bogactwo, ale przynajmniej jakiś dochód, musi wyświadczyć innemu człowiekowi jakąś przysługę: sprzedać mu coś, ugotować mu obiad, wyleczyć go z choroby, uszyć mu ubranie, przewieźć z miejsca na miejsce i tak dalej. Ale nie wszyscy muszą wyświadczać innym ludziom takie przysługi, bo w każdym społeczeństwie jest grupa ludzi, którzy swoje dochody wymuszają siłą. Są to funkcjonariusze publiczni. Oni co prawda uważają, że też wyświadczają innym ludziom bezcenne przysługi, chociaż czasami ponosi ich fantazja. Na przykład pełniąca w jednym z rządów funkcję ministerialną pani Elżbieta Jakubiak zupełnie serio tłumaczyła panu red. Mazurkowi, że gdyby nie wydała mu zaświadczenia, to nie mógłby on prowadzić jakiejkolwiek działalności gospodarczej. Znaczy: nie mógłby ani uprawiać ziemi, ani wykonywać jakiegoś rzemiosła, ani wędrować z towarem z miasta do miasta. Oczywiście nie miała racji, bo przecież ziemia rodziłaby zboże bez żadnego zaświadczenia, szewc mógłby i bez tego szyć buty, a kupiec jeździć z towarem. Jeśli wspominam o tym, to dlatego, by pokazać, iż w środowisku funkcjonariuszy publicznych pewne błędne przekonania zeszły już do poziomu instynktów, więc nie bardzo wiadomo, w jaki sposób można by przywrócić im poczucie rzeczywistości. Pomocne może być w tym pytanie, jakie zadał mi w Paryżu pewien polski Żyd, w którego firmie chciałem popracować na czarno. Zapytał mnie mianowicie: „Co pan umie?”. To pytanie w tej sytuacji było całkowicie uzasadnione. Ja wtedy umiałem już różne rzeczy, ale żadna z nich nie była przydatna firmie mojego rozmówcy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Wygląda zatem na to, że wszyscy, którzy nie są funkcjonariuszami publicznymi albo złodziejami, swoje bogactwo czerpią z pracy. Jak pisał Konstanty Ildefons Gałczyński, jest to „popychanie tworzywa od bezkształtu ku kształtowi” („Rękami pchamy tworzywa od bezkształtu ku kształtowi”). Ciekawe, że dotyczy to nie tylko produkcji zwanej „materialną”, która polega na nadawaniu kształtu bezkształtnej „materii”, ale i produkcji nieuważanej za „materialną”. Na przykład pomysł mostu nabiera kształtu dopiero pod ręką projektanta na desce kreślarskiej. Kiedy po opuszczeniu obozu dla internowanych i zakończeniu zbioru jabłek w podgrójeckich sadach poszedłem pracować do fabryki, to oczywiście niczego nie umiałem i z podziwem patrzyłem, jak w rękach moich kolegów bezkształtna materia nabiera kształtów. Ale potem nauczyłem się obsługiwać wtryskarkę i mogłem patrzeć, jak zmieszane bezkształtne płyny nabierają w formach kształtu drewnopodobnych ram do obrazów i innych takich. Chociaż wtedy moje położenie wydawało mi się ponure i bez przyszłości, to dzisiaj patrzę na to inaczej, bo dzięki temu nauczyłem się też szacunku do pracy nazywanej „fizyczną”.

Dobrze – ale czy każda praca prowadzi do tworzenia bogactwa? Myślę, że nie, że tworzeniu bogactwa sprzyja praca pożyteczna. Ale która jest pożyteczna, skoro i jedna, i druga polega przecież na „nadawaniu kształtu bezkształtowi”?

Bogactwo pochodzi więc z pracy, ale chyba nie z każdej? Wydaje się, że pochodzi ono z pracy pożytecznej. A jak odróżnić jedną od drugiej, skoro obydwie polegają przecież na nadawaniu kształtu bezkształtowi? Jakie są kryteria pozwalające odróżnić pracę pożyteczną od niepożytecznej? Wydaje się, że jedno: praca pożyteczna to ta, za której efekty inny człowiek gotów jest dobrowolnie zapłacić. Jeśli nikt nie jest na to gotów, to znaczy, że praca wprawdzie została wykonana, ale nie była pożyteczna. I pomyśleć, że decyduje o tym rynek, w którego istnienie niektórzy ludzie wątpią, a z kolei inni odsądzają go od czci i wiary, twierdząc, że nie rozwiązuje żadnych problemów. Może wszystkich nie rozwiązuje, bo na przykład nie jest w stanie sprawić, by Dulcynea pokochała Don Kichota, ale – jak się przekonaliśmy – pozwala odróżnić pracę pożyteczną od tej niepożytecznej. Myślę, że właśnie dlatego rynek jest przez wielu tak znienawidzony.

2021-12-20 20:02

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Wojda na Jasnej Górze: chrześcijańska tożsamość jest nam potrzebna

2024-05-03 13:28

[ TEMATY ]

Jasna Góra

abp Wacław Depo

abp Tadeusz Wojda SAC

Karol Porwich/Niedziela

O tym, że chrześcijańska tożsamość jest nam potrzebna mówił na Jasnej Górze abp Tadeusz Wojda. Przewodniczący Episkopatu Polski, który przewodniczył Sumie odpustowej ku czci Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski apelował, by stawać w obronie „suwerenności naszego sumienia, naszego myślenia oraz wolności w wyznawaniu wiary, w obronie wartości płynących z Ewangelii i naszej chrześcijańskiej tradycji”. Przypomniał, że „życie ludzkie ma niepowtarzalną wartość i że nikomu nie wolno go unicestwiać, nawet jeśli jest ono niedoskonałe”.

W kazaniu abp Wojda, przywołując obranie Matki Chrystusa za Królową narodu polskiego na przestrzeni naszej historii, od króla Jana Kazimierza do św. Jana Pawła II i nas współczesnych, podkreślił że nasze wielowiekowe złączenie z Maryją nie ogranicza się jedynie do wymiaru historycznego a jego wymowa jest znacznie głębsza i „mówi o więzi miedzy Królową i Jej poddanymi, miedzy Matką a Jej dziećmi”. Wskazał, że dla nas „doświadczających słabości, niemocy, kryzysów duchowych i ludzkich, Maryja jest prawdziwym wzorem wiary, mamy więc prawo i potrzebę przybywania do Niej”.

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian, żołnierz, męczennik

[ TEMATY ]

św. Florian

Archiwum OSP Kurów

CZYTAJ DALEJ

Rzeszowskie spotkania maryjne

2024-05-03 21:00

Irena Markowicz

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

W maju, miesiącu przesiąkniętym wdzięcznością do naszej Matki w Niebie łatwiej też

odnajdujemy ślady jej obecności w naszym otoczeniu. Kamienna figura Pani Rzeszowa na osiedlu Staroniwa, bliźniaczo podobna do tej, która objawiła się Jakubowi Ado w 1513 na gruszy w ogrodzie bernardyńskim...

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję