Legalizacja związków homoseksualnych grozi gwałtownym wzrostem liczby osób, które będą przejawiać i realizować skłonności homoseksualne
Rozmowa z ks. prof. Bogusławem Inlenderem, moralistą
Irena Świerdzewska: - W dyskusjach nad homoseksualizmem stawiane są dzisiaj coraz częściej pytania: czy ta skłonność jest w ogóle czymś złym, czy też chodzi tylko o „inną” formę popędu seksualnego”? Czy chodzi tu zawsze o grzech?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. prof. Bogusław Inlender: - Należy przede wszystkim generalnie stwierdzić, że nie sama skłonność do zachowań homoseksualnych jest przedmiotem oceny moralnej, lecz jej czynne realizowanie.
Bowiem to czyny, decyzje człowieka są moralnie dobre lub złe. Gdy do czynów moralnie złych prowadzi określona skłonność, wówczas bywa nazywana „grzeszną skłonnością”. Jeśli jest opanowana,
sama nie jest grzechem, lecz stwarza w człowieku niekiedy bardzo trudne zadanie moralne. Wielu wybitnych artystów, poetów i twórców było dotkniętych tą skłonnością, która ich nie
dyskwalifikowała jako ludzi, jeśli w imię uznawanych zasad panowali nad nią.
Rzeczywistym grzechem może się natomiast stać już sama decyzja wejścia na drogę praktyk homoseksualnych, mimo że są złem. Takie jest również stanowisko Kościoła katolickiego, obiektywnie słuszne i psychologicznie
uzasadnione.
- Jak należy podchodzić do zjawiska homoseksualizmu”? Czy jak do swoistej choroby?
Reklama
- Istnieje tendencja do usuwania tutaj pojęcia zjawiska chorobowego i traktowania skłonności i praktyk homoseksualnych po prostu jako jednej z form przeżywania popędu
seksualnego w sposób „inny” niż przeważająca większość ludzi, co nie jest „chorobą”.
Jednak wielu specjalistów wprost stwierdza, że chodzi tu o patologię, a nie tylko o odmienność zachowań. Ujawnia się bowiem w tej „inności”
zaburzenie w całokształcie działania i życia danego osobnika. Zachodzi tu bowiem oczywiste rozkojarzenie między popędem a jego realizacją. Popęd skłania do złączenia z partnerem
w akcie umożliwiającym ze swej natury zrodzenie nowego życia. Tymczasem poszukuje się złączenia z partnerem, z którym jest to oczywiście wykluczone. Takie funkcjonowanie
w sferze seksualnej jest więc patologiczne, a nie tylko „inne”.
- A czy słuszne jest tutaj określenie „zboczenie”?
- To określenie, dawniej bardzo częste, odpowiada zaczerpniętemu z języka medycznego pojęciu „dewiacja”, czyli „zejście z właściwej drogi” rozwojowej
człowieka w zakresie popędu. W tym znaczeniu odpowiada rzeczywistości. Jednak jest odbierane jako jednoczesne potępienie moralne, jako wyraz pogardy wobec takich osób, u których
ta skłonność pojawia się samoistnie i trwa u nich bez ich osobistej winy. Wtedy staje się wyrazem chęci poniżenia godności ludzkiej homoseksualisty.
Kościół w licznych pouczeniach przestrzega przed używaniem określeń poniżających, jednak jasno stwierdza, że homoseksualizm praktykowany czynnie jest działaniem ze swej istoty
„moralnie nieuporządkowanym”, to znaczy sprzecznym z celowością popędu danego w Bożym dziele stwórczym kobiecie i mężczyźnie, celowością wyrażoną i odczytywaną
w całej psychofizycznej strukturze seksualności.
- Jak więc powinno się traktować homoseksualistów?
Reklama
- Należy przede wszystkim odróżnić pomiędzy przypadkiem homoseksualizmu konstytutywnego i nabytego. Pierwszy jest wynikiem działania czynników wrodzonych, zwłaszcza zaburzeń hormonalnych,
powodujących skłonność do kontaktów z tą samą płcią. Zmiana tego nastawienia okazuje się niewykonalna, nie poddaje się „wyleczeniu”. W drugim przypadku źródłem ustalenia
się takiej orientacji bywają w okresie dzieciństwa i dojrzewania wpływy otoczenia, pierwsze niewłaściwe doznania seksualne, wymuszone lub nieświadomie przyjęte. Wytworzona skłonność
wtedy może być i powinna być korygowana odpowiednim działaniem samej kobiety czy mężczyzny z pomocą lekarską i psychologiczną. Ogromne znaczenie ma opieka i pomoc
duszpasterska, nacechowana prawdziwym zrozumieniem i cierpliwością.
Takie nastawienie i oddziaływanie ma szczególne znaczenie wobec osób szczerze pragnących panować nad swoją skłonnością, choć często ulegają jej na nowo, mając popęd bardziej wzmożony niż
bywa normalnie, a niekiedy dodatkowo ukierunkowany na uprawianie pedofilii, na kontakty seksualne z nieletnimi tej samej płci.
- Naszemu społeczeństwu zarzuca się brak tolerancji dla homoseksualistów. Czy należy zgodzić się z tą opinią?
- Tolerancja w ogólności oznacza dopuszczenie, nie eliminowanie pewnych zjawisk, które uznaje się za złe, szkodliwe. W pewnych sytuacjach jest konieczna, na przykład
wobec zachowania małych dzieci, osób starych czy ciężko chorych. Kategoryczna interwencja i kary mogą być nieskuteczne, a tylko stworzą dodatkowe złe skutki. Taka roztropna tolerancja
powinna cechować każde społeczeństwo i stanowione w nim prawo. Nie może jednak dotyczyć oczywistych, poważnych wykroczeń przeciw dobru jednostek i całości społeczeństwa.
Istnieje bowiem moralny obowiązek usuwania istniejącego lub grożącego zła, także obyczajowego, w życiu wspólnoty rodzinnej i narodowej.
Stosowana słuszna tolerancja nie może jednak być głoszona jako zasada bezwzględna, jako uznanie dla każdego zachowania. Wobec zjawiska homoseksualizmu w Polsce tolerancja wyraża się w coraz
głębszym zrozumieniu sytuacji osób o takiej orientacji. W zaniechaniu kar za takie zachowania, o ile nie są spełniane z młodocianymi. Tradycyjny
szacunek dla rodziny, dla wspólnoty kobiety i mężczyzny tworzy w Polsce podstawę krytycznych ocen wobec prób demonstrowania patologicznych skłonności seksualnych.
- Środowiska homoseksualistów podnoszą głos, że są dyskryminowane...
Reklama
- Otóż rzeczywista dyskryminacja ma miejsce wtedy, gdy jakąś osobę lub grupę pozbawia się tego, do czego ma prawo. Tutaj może chodzić np. o zakaz pracy w niektórych zawodach i na niektórych stanowiskach. Ale wtedy chodzi o zabezpieczenie dobra osób, u których homoseksualista przez swą obecność i władzę będzie powodował demoralizację i szkodził psychice innych, zwłaszcza dzieci powierzonych mu jako wychowawcy. To nie przejaw dyskryminacji, lecz przeszkodzenie w działaniach, do których nie ma on prawa.
- Czy państwo ma prawo legalizować związki homoseksualne i traktować je jako małżeństwa?
Reklama
- Aby odpowiedzieć na to pytanie należy ustalić, czym miałaby być taka „legalizacja”, a następnie rozważyć ją w całym kontekście zjawiska homoseksualizmu.
Legalizacja określonej dziedziny działania przez prawodawcę oznacza przede wszystkim uznanie jej za dozwoloną prawnie, nie zabronioną. Następnie oznacza zwykle prawne określenie, o jakie
działanie chodzi i jakie skutki prawne są przewidywane. Uznanie faktu życia dwojga ludzi we wspólnocie homoseksualnej ze strony państwa niczego nie wnosi. Jest to bowiem
istniejące zjawisko społeczne, niekaralne, często całkiem jawne.
Próba natomiast potraktowania par homoseksualnych jako „małżeństw” oznaczałaby wzięcie przez państwo na siebie takich samych zobowiązań jak wobec małżeństw rzeczywistych: zapewnienia ich
stałości i ochrony przed nadużyciami we współżyciu, przyznania przywilejów, np. w postaci ulg podatkowych, uprawnień spadkowych i innych.
Otóż powstaje pytanie: w imię czego państwo a więc społeczeństwo, miałoby być w ten sposób obciążone? Wobec małżeńskiego związku mężczyzny i kobiety wszystko
to wynika z roli, jaką małżeństwo i rodzina pełni wobec wspólnoty narodowej w państwie przez wydanie i wychowanie potomstwa, a więc przez podstawowy
wkład w istnienie i pomnażanie „dobra wspólnego”, przez trud utrzymania rodziny jako pełnowartościowego środowiska dla kształtowania się życia i dla prawidłowego
rozwoju osobowości dziecka. Wymienione wyżej obciążenia i przywileje ze strony państwa stają się w pewien sposób rekompensatą i gwarancją dla małżonków dla
wypełnienia ich niezastąpionej roli. Nic takiego nie może wchodzić w grę w tworzeniu się par homoseksualnych, z reguły nie zainteresowanych dobrem przyszłego pokolenia,
lecz znalezieniem własnej satysfakcji, w związkach bardzo często nietrwałych, emocjonalnie bardziej powierzchownych. Określenie „małżeństwo homoseksualne” jest językowym nadużyciem
i prawnym błędem.
- Ale niektórzy homoseksualiści chcą także adoptować dzieci...
- Taki układ upodabnia się nie do małżeństwa, lecz do grupy adopcyjno-wychowawczej, dającej dziecku pewne elementy rodzinności. Można dodatnio ocenić gotowość przyjścia z pomocą dziecku wymagającemu adopcji. Ale dziecko potrzebujące opieki poprzez adopcję ma prawo do zapewnienia mu warunków możliwie najbardziej zbliżonych do życia i rozwoju w autentycznej pełnej rodzinie. O ile adopcja przez samotną kobietę już nie gwarantuje w pełni takich warunków, to tym bardziej wychowanie przez dwie „matki” lub przez dwóch „ojców” pozostawi trwały ujemny ślad w osobowości dziecka, pozbawiając je elementów oddziaływania prawdziwie macierzyńskiego albo prawdziwie ojcowskiego. Państwo nie powinno popierać adopcji przez takie pary, lecz powinno pomagać w znalezieniu opieki u osób o orientacji normalnej.
- Czy w Polsce legalizacja związków homoseksualnych może grozić poważnymi konsekwencjami w społeczeństwie?
- Oczywiście tak. Tego rodzaju akt prawny zwiększyłby ilość sytuacji życiowo powikłanych, wychowawczo niewydolnych, pozornie uregulowanych prawnie, stwarzających pokolenie w znacznym
stopniu nieprzygotowane do tworzenia własnych, prawidłowych rodzin.
„Legalizacja” uprawiania homoseksualizmu będzie odbierana nie tylko jako akt prawny, lecz jednocześnie jako urzędowe poświadczenie, że realizacja takiej orientacji jest poprawna także
moralnie, skoro „nikt tego nie zabrania”, a nawet władza prawnie reguluje. Samo demonstracyjne występowanie takich par byłoby czynnikiem demontującym pojęcie rodziny w świadomości
wielu.
Podobny wpływ miało i ma nadal propagowanie informacji jakoby „inna” orientacja była o wiele bardziej rozpowszechniona niż to dotychczas uznawano W głośnym
tzw. raporcie Kinsey’a o życiu seksualnym mężczyzn i kobiet w USA, opublikowanym przed czterdziestu laty, usiłowano wykazać rzekomą płynność orientacji seksualnych,
ich jakoby równowartość i wręcz powszechny chaos seksualny. Miało to uzasadniać konieczność odrzucenia zasady trwałego heteroseksualnego małżeństwa. Tak urabiana świadomość zaowocowała „rewolucją”
seksualną w krajach zachodnich, nasileniem homoseksualizmu, rozpadem obyczajowości seksualnej. Ostatnio wielu specjalistów zaatakowało ów „raport” jako nienaukowy, tendencyjny,
a w wielu danych świadomie zafałszowany.
Homoseksualizm jest trudnym problemem oraz zadaniem wychowawczym i społecznym. Nie powinien nigdy stać się czymś uprawianym „na życzenie” własne lub seksualne partnera.
- Dziękuję za rozmowę.