Reklama

Jubileusz był dla nas szansą

Niedziela łomżyńska 52/2000

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KS. PAWEŁ BEJGER: -Księże Biskupie, mija Rok Jubileuszowy. Wiązaliśmy z nim nasze nadzieje. W diecezjalną codzienność wpisywaliśmy religijne przeżycia. Wiele parafii podejmowało w tym roku szereg duszpasterskich działań, które zapewne przyniosą obfite rezultaty. Dzisiaj, kiedy podsumowujemy miniony rok, zadajemy sobie pytanie, czy spełnił on nasze oczekiwania od strony duszpasterskiej?

BP STANISŁAW STEFANEK: - Owoce Roku Jubileuszowego to rzeczywistość duchowa, nie dająca się zmierzyć żadnym narzędziem. Jedynie Bóg zna te owoce. Mamy jednak program duszpasterski, który rok temu dotarł do każdego domu naszej diecezji przy okazji rozdawania opłatków.

Ramowy program, a więc zaplanowane pielgrzymki, przede wszystkim misje jubileuszowe w parafiach, spotkania poszczególnych środowisk w sanktuariach ukazuje optymistyczny obraz naszego życia religijnego. Cieszy udział w Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę, Pielgrzymce Rodzin do Rzymu, nade wszystko koronacja obrazu Matki Boskiej Wąsewskiej. Z drugiej strony mniej widzieliśmy indywidualnego udziału w świętowaniu Jubileuszu. Niekiedy osoby idące do katedry, przy spotkaniu mówiły mi: "idę na odpust". To jest znak, że ktoś ma świadomość, iż nawiedzenie świątyni, modlitwa to szczególna okazja do uzyskania odpustu zupełnego i ofiarowania go za kogoś z zmarłych. Myślę, że ta świadomość nie do końca dotarła do naszych serc i umysłów. Owszem, zgłaszały się pielgrzymki dzieci komunijnych, młodzieży do bierzmowania lub inne grupy parafialne. Nie było to jednak na tyle powszechne, jak można by się spodziewać po zamierzeniach Ojca Świętego, który ogłosił Wielki Jubileusz jako łaskę dla każdego z nas. Myślę, że uzasadnione zatem byłoby zdanie: te obyczaje duszpasterskie, które są żywe, które są na co dzień bliskie, zostały w okresie Wielkiego Jubileuszu w sposób szczególny dopilnowane i wykorzystane; gdzie trzeba było natomiast przecierać nowe ścieżki, tam nie mieliśmy wystarczająco i pomysłu, i wytrwałości, żeby te nowe inicjatywy podejmować.

- Rok Jubileuszowy był zapewne tylko ważną inspiracją do pracy w następnych latach. Możemy z całą pewnością powiedzieć, że mamy sporo do zrobienia. Jak Ksiądz Biskup uważa, na co szczególnie powinni zwracać uwagę w swojej pracy księża i świeccy?

- Teren pracy, na którym sporo mamy do zrobienia, jest bardzo typowym zadaniem dla XX wieków ewangelizacji świata - prowadzić człowieka do zbawienia przez życie sakramentalne, tzn. uświadomić, że nasza religijność opiera się na indywidualnym spotkaniu z Panem Bogiem. Tu się rozgrywa cały sukces lub przegrana naszego życia. Prowadzić ludzi do życia sakramentalnego, od niedzielnej Mszy św. poprzez regularne przystępowanie do Komunii św. Nazbyt łatwo dyspensujemy się od udziału we Mszy św. niedzielnej. Ciągle procent uczestniczących jest za niski. Przecież zwiększa się sieć kościołów, ilość Mszy św., a często w niedzielę przenosimy się na targowiska i urządzamy wyprawy poza miejsce zamieszkania.

Potrzebne jest nam poczucie odpowiedzialności za wiarę, którą wyznajemy. Każdy z nas musi wiedzieć, dlaczego jest chrześcijaninem, móc wyjaśnić również swojemu sąsiadowi, dlaczego on jest chrześcijaninem. Chociażby troska o pogłębianie naszej wiary przez czytanie pracy katolickiej albo konsekwentne przyznawanie się do zasad wiary w życiu społecznym. Nie piję, bo mam takie postanowienie; nie jem dzisiaj mięsa, bo jest piątek; nie idę na zabawę dlatego, że jest Adwent czy Wielki Post. Nasze świadectwo musi dotrzeć indywidualnie do każdego człowieka, tym bardziej że stajemy wobec nacisków laicyzujących, które sprawę religii chcą schować w prywatność serca. "Świat oczyścić ze znaków chrześcijaństwa" - widzi się jako program nowoczesności. Ten pomysł może być atrakcyjny dla ludzi krótkowzrocznych, na dłuższą metę doprowadzi do głębokiego zubożenia duchowego, intelektualnego, kulturowego, obyczajowego.

- Ciągle słyszymy głosy, że zaangażowanie świeckich w życie Kościoła jest niewystarczające. Powstają co prawda grupy, które nawiązują ścisły kontakt ze swoimi duszpasterzami, ale chyba jest to ciągle za mało. Jak możemy na dzień dzisiejszy ocenić tę współpracę Kościół - świecki?

- Najpierw poczyniłbym pewną korektę. Zapytajmy o współpracę: duchowni i świeccy, a nie o współpracę Kościół i świeccy. Kościołem są duchowni i świeccy. Popieram pogląd, iż życie duszpasterskie Kościoła za mało angażuje osoby świeckie. Kościół traktuje się jako przedsiębiorstwo obsługujące interesantów: wierni przychodzą i odchodzą uzyskawszy jakąś "obsługę". Potrzebna jest więc nowa teologia Kościoła, nowe rozumienie Kościoła, który jest Ludem Bożym, a pośród tego Ludu każdy z członków: duchowni i świeccy pełnią swoją rolę, począwszy od organizacji życia liturgicznego. Liturgia święta rozdaje świeckim role, począwszy od lektury Pisma Świętego, poprzez przewodzenie śpiewom, organizowanie miejsca liturgii, przygotowywanie komentarzy, procesję z darami. Jest też potrzebny społeczny zespół, który zatroszczy się o dowóz osób starszych, niepełnosprawnych, który zadba o właściwy porządek, chociażby przy Komunii św.

Życie parafialne widzi wszystkie potrzeby, również te materialne, wynikające z zasady solidarności społecznej: opieka nad osobami samotnymi, chorymi, stworzenie okazji do pomocy w nauce dzieciom. Cała struktura małych wspólnot, współpracujących ze sobą. Duchowny pośród tych grup jest ojcem rodziny, jest koordynatorem i szafarzem sakramentów, zwłaszcza sakramentu pojednania, jest odpowiedzialny za właściwe nauczanie wiary. Powstające ruchy odnowy duchowej, ruchy prorodzinne są pewnego rodzaju laboratorium. W tej chwili nie wychodzą jeszcze poza wymiar laboratorium. Jest to ciągle bardzo elitarne środowisko i niekiedy odstające od szerszego grona parafian. Trudno jest np. ożywić Akcję Katolicką, która byłaby miejscem wielokierunkowej inspiracji życia religijnego. Ta trudność polega na braku aktywności ze strony świeckich i braku zamówień ze strony duchownych. Są więc tereny, na których sporo mamy do zrobienia.

- Księże Biskupie, do wigilijnego stołu zasiądą dzisiaj polskie rodziny. Te, które skorzystały z dobrodziejstw Jubileuszu, jak i te, które ciągle uciekają przez Betlejem. Jakie są główne przyczyny, że nie wszyscy zechcieli skorzystać z jubileuszowych łask?

- Nie chcieli skorzystać z jubileuszowych łask ci, którzy nie korzystają z łaski wiary. Nie można rozumieć szczególnego daru odpustu zupełnego, jeśli nie wie się, co to znaczy sakrament pojednania i rozgrzeszenie sakramentalne. Myślę jednak, że Jubileusz dotarł w jakiś sposób również i do tych środowisk. Mam tu na myśli taką przysługę, jakiej doznajemy ze strony mediów, zwłaszcza transmisje liturgii papieskiej i spotkania w Rzymie.

Poszczególne grupy, środowiska i stany miały swoje obchody jubileuszowe. Niektóre z tych spotkań jak np. młodzież zaskoczyła świat swoim wielomilionowym uczestnictwem. Podobnie było z rodzinami w czasie jubileuszowego spotkania z Ojcem Świętym. Pozostają te obrazy w naszych oczach i wyobraźni. Jestem przekonany, że pielgrzymowanie jubileuszowe będzie miało dalszy ciąg - pogłębione życie religijne we własnych sercach.

- Czy do Księdza Biskupa w wigilijny wieczór przychodził św. Mikołaj? Co przynosił?

- Św. Mikołaj, biskup, nie może zapomnieć o swoim bracie, więc przychodzi co roku. Przychodzi jednak tak jak do każdego, a więc nie po to, aby omówić plany kolegialnej pracy w Kościele, ale by przypomnieć czasy dziecięce, rodzinny dom, wręcz stworzyć rodzinną atmosferę domu, który w tej chwili jest moim. Przynosi więc takie prezenty, jak zawsze. Przede wszystkim św. Mikołaj ma dobre rozeznanie, ma wyjątkowo dobry podsłuch i wgląd w rzeczy codziennego użytku. Zwykle są to uzupełnienia ozdobione słodyczą, ciekawą książką, jakimś okazyjnym upominkiem.

- Jak Ksiądz Biskup będzie spędzał tegoroczne święta Bożego Narodzenia?

- Kalendarz liturgiczny wyznacza biskupowi trasę jego świątecznych pielgrzymek od katedry począwszy przez te parafie, które z jakieś racji szczególnej czekają na nawiedziny. W tym roku Pasterkę w katedrze będzie celebrował bp Tadeusz, a ja wprowadzę Pana Jezusa do nowo wybudowanego kościoła w

Ostrowi Mazowieckiej, w parafii pw. Dobrego Pasterza. Wiele wysiłku nowej parafii kończymy uroczystym wejściem z liturgią. Suma w katedrze i wieczorna Msza św. w kaplicy Domu Biskupiego połączoną z nieszporami. Biorą w niej udział domownicy i najbliżsi współpracownicy naszych centralnych instytucji. Zwykle po tej Mszy św. w Domu Biskupim jest wielka loteria świąteczna połączona ze śpiewaniem kolęd.

W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia chcę pojechać do parafii Wizna, gdzie wielce zasłużony dla Kościoła ks. prał. Tadeusz Klimaszewski jest proboszczem. W tej chwili dźwiga krzyż poważnej choroby.

- Czego trzeba by życzyć naszym diecezjanom, naszym rodzinom w rozpoczynającym się Trzecim Tysiącleciu?

- "Narodzenie Jezusa w Betlejem nie jest faktem, który można uznać za zamkniętą przeszłość. Przed Nim staje bowiem cała ludzka historia: Jego obecność oświeca naszą teraźniejszość i przyszłość świata". Słowami Jana Pawła II, które wypowiedział ogłaszając Wielki Jubileusz, chciałbym wyrazić moje najserdeczniejsze życzenia. Oby Jezusowe Narodzenie oświecało naszą teraźniejszość i przyszłość. Niechby Jego - Chrystusowe - władanie porządkowało teren najbliższy, w którym żyjemy i który tworzymy. W sposób szczególny życzę, by Dzieciątko Jezus zostało uroczyście wniesione do każdego domu. Są obrazy na ścianach, jest przede wszystkim krzyż - znak Jego miłości, niech znajdzie się w naszych domach - coraz piękniejszych, coraz schludniejszych, pracowicie porządkowanych - miejsce dla Dzieciątka Jezus. Ono w katedrze, przez cały Rok Jubileuszowy, prowadziło nas do księgi Ewangelii i do światła - sanktuarium Chrystusowej obecności. Niechby to Dzieciątko Jezus znalazło miejsce w naszym domu, niechby w naszym domu znalazła miejsce księga Pisma Świętego i świeca. Sanktuarium, które każdego dnia skieruje nasze oczy - zatroskane o zwykłe sprawy, wybierające się do pracy, podejmujące codzienny program, patrzące z miłością na najbliższych - niech nasze oczy zaczerpną mądrość z księgi Ewangelii, ciepło ze światła płonącej świecy i miłość od Małego Jezusa z Betlejem.

- Dziękuje serdecznie za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2000-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świdnica. Zmarł ks. kan. Bogdan Wolniewicz

2025-11-14 19:15

[ TEMATY ]

diecezja świdnicka

śmierć kapłana

kapłan diecezji świdnickiej

ks. Bogdan Wolniewicz

Archiwum prywatne

Ks. kan. Bogdan Wolniewicz (1949-2025)

Ks. kan. Bogdan Wolniewicz (1949-2025)

W piątek 14 listopada 2025 roku, w 76. roku życia i 52. roku kapłaństwa, odszedł do Pana śp. ks. Bogdan Wolniewicz – kanonik Kapituły Kolegiackiej Matki Bożej Bolesnej i Świętych Aniołów Stróżów w Wałbrzychu, wieloletni proboszcz parafii św. Jadwigi Śląskiej w Ząbkowicach Śląskich.

Ks. kan. Bogdan Wolniewicz urodził się 8 października 1949 roku w Wałbrzychu. Święcenia kapłańskie przyjął 25 maja 1974 roku we Wrocławiu. Posługę duszpasterską pełnił jako wikariusz w parafii Matki Bożej Pocieszenia w Oławie (1974–1981), a następnie w parafii Wniebowzięcia NMP we Wrocławiu-Ołtaszynie (1981–1988). W latach 1986–1988 służył Kościołowi jako obrońca węzła małżeńskiego w Metropolitalnym Sądzie Duchownym we Wrocławiu.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Aktorzy po spotkaniu z Papieżem: Leon XIV jest otwarty na dialog

2025-11-15 17:46

[ TEMATY ]

Leon XIV

Aktorzy u papieża

Fot. Monika Stojowska

Monica Belucci po spotkaniu z Ojcem Świętym

Monica Belucci po spotkaniu z Ojcem Świętym

Spotkanie Ojca Świętego z aktorami i reżyserami wywołało wiele emocji wśród uczestników wydarzenia. W gronie zaproszonych blisko dwustu gości była m.in. światowej sławy australijska aktorka, producentka filmowa i reżyserka teatralna Cate Blanchett. Podczas audiencji przekazała ona Papieżowi bransoletkę organizacji The UN Refugee Agency - UNHCR, której jest ambasadorką.

Aktorka zaraz po spotkaniu z Leonem XIV powiedziała Vatican News, że miała możliwość osobistego poinformowania Papieża o działalności UNHCR na rzecz uchodźców i obrony praw człowieka. „Wspomniałam o funduszu, który wspiera wysiedlonych filmowców. Było to dla mnie bardzo ważne, że Jego Świątobliwość otwiera przestrzeń do dialogu i rozumie, jak ważne jest pomaganie tym, którzy cierpią” - podzieliła się Cate Blanchett.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję